/RECENZJA/: GIANLUCA MAGRI, REBORN (2018)
Wykonawca: Gianluca Magri
Album: Reborn
Rok: 2018 (premiera 23.02)
Muszę przyznać, że z solową EP-ką
Gianluki Magriego, byłego gitarzysty Phaith, mam niezły orzech do zgryzienia.
Nie ulega wątpliwości, że „Reborn” jest krążkiem naprawdę niezłym. Jedynym
dowodem na to jest jednak nie trzeźwa merytoryczna ocena pięciu umieszczonych utworów,
a raczej ogólne wrażenie całości. I to i tak dość mgliste.
Głównym problemem „Reborn” jest bowiem to, że
poszczególnym kawałkom brakuje tego, czego niemalże wymaga się od płyt gitarzystów
solowych – ognia, riffów i graniczących z przyzwoitością gitarowych wyczynów. Tymczasem
pierwszym skojarzeniem podczas słuchania utworu tytułowego jest… nieco tandetna
muzyka z reklam kurortów narciarskich. Serio. Dopiero pod koniec naprawdę
słyszymy gitarę w całkiem niezłej formie. Przypadek „Reborn” dobrze
odzwierciedla również inne mniej lub bardziej problematyczne krosty na gładkiej
powierzchni płytki. Choć bowiem krążka słucha się przyjemnie, utwory nie tylko
nie pozostają w pamięci, ale i są również zbyt mdłe, by w odpowiedni sposób
oddać umiejętności samego twórcy. Te, rzecz jasna, nie budzą tymczasem żadnych
zastrzeżeń, co słychać na ciekawym „Cloudbreaker” czy dziwacznym „Snowballed”.
Gdyby jednak ktoś poprosił mnie o
scharakteryzowanie poszczególnych utworów, poddałabym się bez bicia. Być może
dobrym rozwiązaniem dla stylu muzycznego, jaki obrał Magri byłyby po prostu
półgodzinne krajobrazy muzyczne, w których Włoch mógłby zawrzeć wszystko to, co
podoba mu się najbardziej. W pięciu i sześciu minutach nie do końca się to udaje.
I choć dobrym zakończeniem „Reborn” jest akustyczne i spokojniejsze „Atlas
Bound”, to także i ten utwór nie spełnia poniekąd swojej roli jako okołorockowy
kawałek per se. „Rebort” to bez wątpienia muzyka dobra do puszczania w
restauracjach, na lotniskach i przez koncertami, ale jako indywidualnym tworom
scenicznym zdecydowanie brakuje im pazura, który mógłby upodobnić kompozycję do
twórczości Whitesnake czy Led Zeppelin. Choć słychać, że do rockowej
zadziorności Magri jak najbardziej byłby zdolny – tym większa szkoda, że nie
udało mu się udowodnić tego w pełni na „Reborn”
Summary: Combining both acoustic melodies and
more powerful compositions, Magri’s material would definitely be more
convincing as daydream-like soundscapes (acoustic “Atlas Bound”). The abilities
of the guitarist himself are absolutely above-average, but are not used in the
way that would present the talent to the listeners. Although not a bad EP, „Reborn”
lacks originality and the rock’n’roll fire, which would make the songs catchier
and more likely to stay in the listeners’ heads.
Ocena: 3/5
Komentarze
Prześlij komentarz