TOP 3 - PODSUMOWANIE ROKU 2017
Ponieważ już wkrótce kończy się
rok 2017, tradycyjnie przyszedł czas na drobne muzyczne podsumowanie. W czasie
ostatnich kilku miesięcy z pewnością nie narzekałam na audialną nudę, nie
zawiodły mnie ani moje ulubione zespoły, ani świetnie zapowiadający się
debiutanci i muzycy wracający do komponowania po dłuższej przerwie. Prezentuję
Wam zatem pięć ulubionych utworów (wraz z teledyskami i w dowolnej kolejności),
które podbiły moje serce. Zapraszam.
Choć na co dzień
nie jestem optymistką, zawsze jestem przekonana, że kolejny album Satyriconu
będzie dobry. Z jednego prostego powodu – otóż zespół wcale nie skończył się na "Rebel Extravaganza". Wydany cztery lata temu Satyricon,
choć budzący w recenzentach raczej mieszane uczucia, również przypadł mi do
gustu, nie obawiałam się więc większego rozczarowania. I słusznie, bo do
odważnych świat należy. Choć w wywiadzie Wongraven stwierdził, że Satyricon
zakończył swoją „erę podboju”, prezentowane na „Deep Calleth...” mroczne i
hipnotyzujące utwory z naprawdę doskonałymi, typowo satyriconowymi tekstami
pokazują, że Satyr i Frost mają jeszcze całkiem sporo do powiedzenia i że
każdego z tych słów należy uważnie wysłuchać.
Muszę przyznać, że
miałam duży problem ze wskazaniem utworu z albumu, który powinien znaleźć się w
tym zestawieniu (łeb w łeb szły też "Ghost of Rome" i bardziej wymagające "To Your Brethren In the Dark"), ostatecznie zdecydowałam się na bardziej przebojowy
(i fantastycznie prezentujący się na żywo) kawałek tytułowy.
Z pełną
odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że słucham Nachtblut od samego początku, od
pierwszej wydanej przez nich płyty. Łezka w oku. Fascynujące jest zatem
obserwowanie postępu grupy i kawału dobrej roboty, jaką wykonują jej
członkowie. Apostasis jest tego najlepszym przykładem. Równie brutalny, choć
bardziej mroczny i autoironiczny niż poprzednie krążki, ma w sobie to, o czym
marzy każdy fan dark metalowych brzmień – zarówno bardziej brutalne, jak i
spokojniejsze, choć nie pozbawione wyrazu utwory, które komponują się w zgrabną
całość.
Lied für die Götter, oparte na podobnym
pomyśle co Macht z Dogmy (wymiena poszczególne zjawiska i bogów będących ich
patronami), charakteryzuje się chwytliwą linią melodyczną, a efekt wzmaga
dodatkowo elegancki teledysk. Ja jestem na tak.
Niemiecki zespół
po raz drugi prezentuje swoją bardziej kameralną twarz, w nie mniej imponujący
sposób. Tym, co czyni grupę tak charakterystyczną, jest swoboda komponowania
zarówno zadziornych utworów z kopem „kopem”, jak i tych autoironicznych i
naprawdę przejmujących. Dwa wymienione powyżej utwory zaliczają się z pewnością
do tej ostatniej kategorii, nie tracą jednak przez to na swojej chwytliwości.
„The Broken Ones” jest zdecydowanie bardziej epicki, wrażenie to wzmaga też
bogaty w panoramiczne ujęcia teledysk, podczas gdy fenomen „My Better Me” wiąże
się bardziej z ascetycznym akompaniamentem i niezwykle osobistą warstwą
tekstową (stąd dobrym rozwiązaniem jest klasyczny lyric video).
Blutengel, Black (minialbum: Black, Out of Line 2017)
Z Blutengel jest
tak, że nawet jeśli utwór zdaje się zły, to po dwóch przesłuchaniach zmienia
się w faworyta. Tak było i w przypadku Black. Najpierw skrzywiłam się i
powiedziałam „Fe”, jednak po kolejnym odsłuchaniu przekonałam się do tego
utworu w zupełności. I tak jakoś zostało. „Black” to 100% Blutengel, tej
niemożliwej do pomylenia gotycko-imprezowej mieszanki w stylu „Sing” (dotyczy
to również wideoklipu). Zresztą, posłuchajcie sami.
Wzmianki honorowe:
Advent Sorrow, Pestilence Shall Come - solidna dawka klasycznego black metalu prosto z Krainy Kangurów
Samael, Red Planet - to już kwestia gustu, ale ja nie mam nic przeciwko
Carach Angren, Charles Francis Coghlan - bo lubię, wyjątkowo nie będę się tłumaczyć.
A jacy byli Wasi tegoroczni faworyci?
Komentarze
Prześlij komentarz